Za nami druga edycja Warsaw Moto Show. Imprezy, na którą – przyznaję – jechałem źle nastawiony i w sumie nie rozczarowałem się. Było tak sobie, niestety.
“Dobra, dobra – co Ty hejtujesz, było Lamborghini Diablo, stoisko Ferrari i wiele innych ciekawych aut”… zaraz pewnie usłyszę od osób, które zwiedzały.
Pełna zgoda, uczestnicy i wystawcy dopisali. Nie wiem, czy wynika to z talentu organizacyjnego przedstawicieli targów, czy atrakcyjnych ofert dla wystawców. Pojawiło się sporo firm, klubów, prestiżowych marek, jak Ferrari, Aston Martin czy Maserati. Dopisali miłośnicy klasyków, dealerzy pojazdów zabytkowych, jak Giełda Klasyków czy Infinitum Classic Cars. Zwłaszcza ta druga firma potrafiła zaprezentować swoją kolekcję w przemyślany i wysmakowany sposób. Sama kolekcja Infinitum to głównie auta niemieckie, ale Forza nie hejtuje ślepo przecież “nie-włoskich” brandów – kochamy motoryzację niezależnie od tego, skąd pochodzi. Potrafimy docenić dobrze przygotowane stoiska, aktywne kluby i ciekawe wydarzenia.
Centrum wystawowe Ptak “zasłynęło” w tym sezonie zrobieniem celowo konkurencyjnej imprezy do Auto Nostalgii. Nagle w ten sam weekend odbyły się dwie wystawy klasycznej motoryzacji – stąd moje słabe nastawienie do tego wydarzenia i organizatorów, nie toleruję takiego niekonstruktywnego, celowo konfliktowego stawiania sprawy. Komentarze przeze mnie zebrane były najczęściej złe. Sami chętnie odwiedzilibyśmy dwie imprezy, może wystawili się na kolejnych targach, żeby dotrzeć do kolejnych potencjalnych miłośników włoszczyzny. W Warszawie jest miejsce na dwie imprezy zabytkowej motoryzacji, cieszy ruch w środowisku i większe możliwości, ale do jasnej cholery, czemu celowo generować konflikty? No dobrze, ale ja nie o tym.
Motoryzacyjnie w Nadarzynie było interesująco. Przekrój był spory: dużo ciekawych aut zabytkowych, wspaniałe włoskie Fiaty 125, Ferrari Testarossa 512TR, Lamborghini Diablo. Pośród współczesnych “włochów” wiele egzemplarzy Ferrari, Lamborghini, Maserati, w tym wyścigowe Lamborghini Gallardo SuperTrofeo na stoisku Dream Trip Events czy 488 GTB w unikalnej konfiguracji, sygnowane jako TailorMade. Pod tym względem nie można było być zawiedzionym. Ale pod każdym innym – zdecydowanie.
Część stoisk była dobrana bardzo przypadkowo. W hali motorsport kakofonia dźwięków skutecznie odbierała przyjemność zwiedzania. Boksy handlowe po chińskich ciuchach tworzą przedziwny klimat. Obok aut rajdowych stoisko z chlebem ze smalcem. Obok stoiska ratowników PZM łupiące okrutną muzyką stoiska tuningowe. Woda kapiąca z dachu na klasyczne pojazdy w przynajmniej dwóch miejscach, zakurzone auta wciśnięte w kąt w jednej z hal (i od razu obraźliwe teksty wypisane na zakurzonych szybach i karoseriach), brakujące płytki w podłodze… Z rozmów z kolegami obecnymi podczas całych targów usłyszeliśmy o przypadkach organizacyjnego bałaganu, gdzie rozstawione stoisko musiało zostać zwinięte, bo “tutaj ktoś zapłacił i musicie się przenieść”.
Organizatorzy rozdali tysiące darmowych wejściówek, dlatego na pewno pochwalą się świetną frekwencją, ale kolejki do wejścia podobno momentami były na 2 godziny stania. Jakbym miał czekać z rodziną na deszczu 2 godziny, z pewnością dostałbym szału. Każdy był “gościem specjalnym”. Obserwowaliśmy pustki przy kasie biletowej i długiego ślimaka do rejestracji z zaproszeniem.
Tej imprezie brakuje klimatu, przekrój motoryzacyjnych atrakcji jest ciekawy, ale na dobrą sprawę jest tam wszystko – od tandetnych “bikini car wash” z obślinionymi facetami, do eleganckich pojazdów klasycznych. Brakuje pomysłu i precyzyjniejszego doboru wystawców.
Zdecydowana ich większość zaprezentowała coś ciekawego, co dla mnie oznacza prostą rzecz: to środowisko pasjonatów zasługuje na znacznie lepiej zorganizowane imprezy. Liczba wystawców imponowała i napawa optymizmem przed kolejnym sezonem. Razem z Bartkiem podsumowaliśmy sobie to jednak krótkim stwierdzeniem: “Obiecajmy sobie, że się tutaj nigdy nie wystawimy”. I obietnicy postaramy się dotrzymać.
Tekst: Jakub Strzemżalski
Zdjęcia: Bartek Lichocki
5 komentarzy
Warto pamiętać, że ten ogonek to ludzie z zaproszeniami, e-biletami z którymi też były przejścia, stanowisko “grupon” i “szkoły”. Bo organizator wcisnął multum zaproszeń do szkół.
Cebulaki sie zjechały z całej okolicy. Czemu nie napiszecie że aby WYJECHAĆ z tego miejsca trzeba było stać samochodem bez przejechania 3 metrów przez 30 minut? Stado baranów stało tak bezmyślnie – ja sie rozejrzałem i wyjechałem drugim wyjazdem a reszta stała do jedynego słusznego wyjazdu – nikt ich nie kierował nikt nie myślał. Zupełna katastrofa organizacyjna. Taxi miało postój na środku uliczi na której robił się korek – przez okno powiedział mi że tu wyznaczono postój i proszę nie trąbić. Serio? Postawcie pod hipermarketem taxi na ulicy pod głównym wyjściem i powodzenia.
Macieju, nie obrażajmy odwiedzających bo nie o to chodzi, nie oceniam kto przyjechał. Natłoku można się było spodziewać i zorganizować lepiej. Sam miałem szczęście, że nawigacja zobaczyła, że na S8 jest zator na 45 minut więc pojechałem boczną drogą 🙂
Na szczęście po Twoim ostrzeżeniu też skręciłem w inną drogę a na S8 faktycznie stał zator (jak później zauważałem).. popieram wszystko co napisałeś.. organizacja mocno kulawa.. impreza ma potencjał, widać że pieniędzy tam nikomu nie brakuje tylko pomysłu albo po prostu chęci..
Panowie organizatorzy, polecam odwiedzić Essen Motor Show – jeszcze do końca tygodnia, aby zobaczyć jak takie wystawy są organizowane, może wyciągniecie jakieś wnioski…