fbpx
Napisz do nas! redakcja@forzaitalia.pl

Weekendowe spotkanie ze Stelvio

Weekendowe spotkanie ze Stelvio

Alfa Romeo nigdy nie była samochodem rodzinnym. Oczywiście były modele kombi, jak choćby 156 czy 159. To jednak tylko namiastka samochodu dla rodziny. Zamiast walorów użytkowych liczyły się doznania z jazdy, jak choćby precyzja prowadzenia. W Alfie Romeo najważniejszy był kierowca.  Wystarczy spojrzeć na kokpit. W większości modeli rodem z Mediolanu deska rozdzielcza zwrócona jest w stronę kierowcy.

W 2016 roku pojawiła się Giulia. Samochód nietuzinkowy, bijący rekordy torów. Dający ogrom przyjemności z pokonywanych kilometrów. Kolejny samochód skrojony pod kierowcę. Co więcej – na jednej z konferencji prasowych Sergio Marchionne stanowczo zaprzeczył doniesieniom o pracy nad wersją kombi. W zamian za to potencjalni klienci otrzymali Stelvio. To nie tylko pierwszy SUV Alfy Romeo, to także, a może i przede wszystkim pierwszy samochód marki, który nie udaje, że jest przyjazny rodzinie. Bo to prawdziwie rodzinne auto.

Stelvio First Edition

Nasze pierwsze jazdy Stelvio to nadal za mało by wyrobić sobie zdanie o modelu. Dowiedzieliśmy się, że auto pozostaje nadal w 100% Alfą Romeo i daje niebywałą przyjemność z jazdy. Natomiast w ciepły majowy weekend postanowiłem sprawdzić, jakie Stelvio jest na co dzień. Krótki dwudniowy wypad miał pomóc mi odpowiedzieć na pytanie o walory użytkowe pojazdu.

Do dyspozycji miałem Stelvio First Edition z silnikiem benzynowym o pojemności dwóch litrów i mocy 280 KM. To topowa wersja. Jak każde Stelvio występuje z 8-stopniowym automatem firmy ZF oraz napędem na 4 koła (wyjątek stanowi tu najsłabszy diesel o mocy 150 KM z napędem na tylną oś). Dłuższe jazdy po mieście doprowadziły mnie do dwóch ważnych wniosków: do codziennej miejskiej eksploatacji i sporadycznej jazdy na trasie 280 KM to zdecydowanie za dużo. Przy niskiej masie własnej (jak na SUVa tej klasy) motor wręcz zachęca do dynamicznej jazdy. Delikatne muśnięcie pedału gazu, a samochód wystrzela niczym z procy. Fantastycznie! Nie da się nim i nie chce jechać delikatnie. O zgrozo! Po krótkiej chwili spostrzegłem, że efekt ten występuje nawet przy pokrętle D.N.A ustawionym na pozycji normal. W takiej sytuacji nietrudno o mandat. Wniosek jest jeden – silnik o tej samej pojemności, lecz o mocy 200 KM w zupełności wystarczy. No chyba, że mamy w sobie żyłkę rajdowca – wtedy mocniejszy będzie lepszym wyborem. Miny przechodniów oraz facetów w czarnych okularach patrzących na nas z litością zza szyby Porsche są bezcenne. Start po zmianie świateł jest błyskawiczny. Konsekwencje tej zabawy mogą okazać się jednak poważne. Drugie spostrzeżenie dotyczy automatycznej skrzyni biegów. To ZF –  marka sama w sobie. I skrzynia ta w każdym względzie jest fenomenalna. Nawet nie wypada stawiać ją obok innego automatu Alfy Romeo – TCT. To zupełnie inne skrzynie, zupełnie inna konstrukcje. Wróćmy do ZF ze Stelvio. Biegi przełączane są niezauważalnie. Dynamiczne przyspieszanie, hamowanie i konieczna redukcja to żaden problem. Nie ma szarpnięć, zawahań. W ruchu miejskim, czy na trasie nie ma stresu – mechanizm działa jak w szwajcarskim zegarku – o jego działanie możemy być spokojni. Ten automat dostaje po prostu ocenę celującą. W duże mierze to dzięki niemu auto rusza jak z procy. Brak jakiegokolwiek opóźnienia, fantastyczna płynność. Chyba pierwszy raz uznaję wyższość automatu nad skrzynią manualną. Całość dopełniają manetki do ręcznej zmiany biegów. Fakt, są duże i początkowo przeszkadzają przy szukaniu kierunkowskazu czy przełącznika wycieraczek. Po chwili schodzi to na dalszy plan. Ich wykonanie (prawdziwe aluminium, chirurgicznie precyzyjnie wycięte znaki +/-) i  dźwięk przy zmianie biegu to poezja.

Stelvio First Edition

Obok dźwigni zmiany biegów znajdują się jeszcze 3 pokrętła. Pierwsze z nich to selektor D.N.A , którego działania nie będę wyjaśniał. Każdy Alfista dobrze je zna. Drugie – większe, to pokrętło do wyboru menu. Do jego działania należy się przyzwyczaić. Wybieranie ręczne numeru telefonu nie należy do najłatwiejszych, podobnie jak wpisywanie adresu w nawigacji. To nie są jednak rzeczy, które dyskryminują to auto, ale u konkurencji wypada to zdecydowanie lepiej. Ostanie pokrętło odpowiada za głośność i wybór stacji.

Ergonomia deski rozdzielczej stoi na bardzo wysokim poziomie. Niczego nie trzeba szukać –  wszystkie podstawowe funkcje obsłużymy intuicyjnie.  Mała kierownica nie jest przeładowana guzikami. Wbudowany jest w nią m.in. tempomat. Jest to bardzo wygodne rozwiązanie. W mojej ocenie o wiele lepsze niż dodatkowa manetka znana m.in. z modeli 159 czy Giulietta.  Sama kierownica nie jest za gruba i dobrze leży w dłoniach, a zegary są czytelne.

Po dłuższej podróży zadałem sobie pytanie: z czym mi się kojarzy auto rodzinne? To przede wszystkim przestrzeń wewnątrz. A tej w Stelvio nie brakuje. Podróż w 4 osoby nie stanowi najmniejszego problemu. Z tyłu pomimo lekko opadającej linii dachu miejsca nad głowami nie brakuje. Fotele wyglądają solidnie. Mają pełną elektryczną regulację, pamięć ustawień i możliwość podgrzewania.

Alfa Romeo zawsze cieszyła oko. Z detalami, a właściwie z ich spasowaniem było różnie. Już od modelu 159 marka ma tendencję wzrostową jeśli chodzi o te aspekty. Ale tu, tak samo jak w przypadku Giulii, nie ma się czego wstydzić. Konkurencja wręcz powinna się bać. Jeden niesamowity detal wnętrza już wymieniałem – aluminiowe łopatki przy kierownicy. Drugi, to drewno z deski rozdzielczej, panelu pomiędzy siedzeniami i drzwi. Jest prawdziwe. Tu już nie ma miejsca na udawanie czegoś. Skoro Alfa Romeo aspiruje do grona klasy premium, to nie ma miejsca na niedoróbki. W Stelvio zadbano o detale. Kieszenie boczne u dołu drzwi są wyłożone przyjemnym w dotyku materiałem. Na bok odszedł nieprzyjemny plastik. Gdyby kogoś to nadal nie przekonywało, warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden drobiazg. Oświetlenie wewnątrz. Jest w pełni ledowe –  zarówno z przodu, jak i z tyłu. W głowie pojawia się szalona myśl podejścia do bagażnika. O tym Włosi na pewno nie pomyśleli. Będzie wpadka. Elektrycznie otwierana klapa bagażnika odsłania mi kawał kufra. Jego pojemność wynosi 525 litrów i jest bardzo regularny. Spoglądam nieśmiało na oświetlenie. Jest ledowe. Mocno bije się w piersi. Pierwszy raz nie doceniłem Włochów. Jako przyszła głowa rodziny oprócz pojemności bagażnika i jego regularności liczy się także jeszcze jeden drobiazg –  to próg załadunku. Wózek, walizki i inne drobiazgi trzeba jakoś włożyć. Tutaj pojęcie progu nie występuje –  jest idealnie płasko. Każdy drobiazg można wsuwać bez stresu. Sprawdzam składanie kanapy. Jest dzielona. Jedynym minusem tego rozwiązania jest delikatny próg. Podłoga nie będzie idealnie płaska. Osobiście uważam, że wpływ na takie rozwiązanie miał wał umieszczony na tylnej osi. W końcu Stelvio jest tylnonapędowe z dołączanym przodem. Czy ten próg przeszkadzał mi w codziennej eksploatacji? Absolutnie nie.

Weekend z nową Alfą pozwolił mi uzyskać więcej informacji na temat tego modelu. To fantastyczne auto, które kontynuuje tradycje marki rodem z Mediolanu. To zdrowy kompromis między przyjemnością z jazdy, a komfortem dla rodziny. Samochód niebywale precyzyjny, a przy tym doskonale wykonany. Pomimo tego, że to pierwszy SUV włoskiego producenta, to od razu mocno uderza w konkurencję. Tym razem nie będzie szyderczych śmiechów i żartów, że to Alfa Romeo. Bo Alfa Romeo modelem Stelvio wyznacza nowe standardy. Standardy, do których musi się teraz dostosować konkurencja.

Tekst i zdjęcia: Paweł Oblizajek

Previous post
Concorso d’Eleganza Villa d’Este już w ten weekend
Next post
Classic Remise Düsseldorf

No Comment

Leave a reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

*

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back
SHARE

Weekendowe spotkanie ze Stelvio