Są takie miejsca, które zawsze wywołują szybsze bicie serca u prawie każdego miłośnika motoryzacji. Mogą to być klasyczne tory Formuły 1, historyczne fabryki czy kultowe rajdowe odcinki specjalne. Jednym z takich miejsc jest na pewno Col de Turini – przełęcz, którą tradycyjnie zdobywają uczestnicy rajdu Monte Carlo.
Rajd Monte Carlo ma unikalny charakter. Zima w tych okolicach stwarza niepowtarzalne wyzwania dla kierowców. Na starcie odcinka specjalnego, na poziomie morza można rozkoszować się wiosennym słońcem. Wraz z pokonywaniem kolejnych kilometrów i wspinaniem się coraz bliżej przełęczy, temperatura zaczyna spadać. Pojawia się śnieg i lód. Jak w takich warunkach dobrać opony? Czy korzystniej będzie założyć te na suchą nawierzchnię, szybko pokonać dolną część odcinka, a potem stracić czas na śniegu? A może od razu założyć kolce i liczyć, że coś z nich zostanie, gdy wreszcie uda się dojechać do oblodzonych fragmentów trasy? Szpiedzy pogodowi są tu na wagę złota.
Nie tylko pogoda stwarza wyjątkowe wyzwania dla załóg i ich zespołów. Rajd straciłby też swój charakter, gdyby nie wąskie drogi wyrzeźbione w stromych skałach. Po jednej stronie ściana, po drugiej tylko niski murek odgradza od przepaści. Wielu rajdowych kibiców pamięta przerażający widok Skody Romana Kresty, wiszącej nad przepaścią. Przed tragedią członków załogi uratował tylko jeden drewniany pal, który powstrzymał samochód przed spadnięciem w przepaść.
Czy jazdy po tych wyjątkowych drogach można zakosztować samemu? Oczywiście, to otwarte publiczne drogi. Którędy dokładnie jechać? To nie ma większego znaczenia. W różnych latach odcinki specjalne prowadzone były w różnych konfiguracjach. Można oczywiście odszukać mapki z którejś wyjątkowo dla nas pamiętnej edycji, lub po prostu pojechać przed siebie. Wyjeżdżając z Nicei lub Monte Carlo można po prostu ustawić Col de Turini w nawigacji. Trasa na pewno będzie ciekawa, ale można ją jeszcze trochę urozmaicić. Wystarczy na mapie znaleźć odcinki najgęściej wypełnione serpentynami i właśnie tam się udać.
Widoków i zakrętów na pewno nie będzie nikomu brakowało. Ale czy drogi w okolicach Col de Turini to idealne miejsce dla kierowcy? Nie do końca. Poza sezonem jest tu znikomy ruch, jednak zawsze trzeba się spodziewać pojazdów jadących z przeciwka. Ostre nawroty między skałami nie zapewniają też dostatecznej widoczności. O szaleństwach nie może być więc mowy.
Nie zachęca też do nich wizja natychmiastowych konsekwencji nawet najmniejszych błędów – otarcia o skały lub spadnięcia w przepaść. Aby rozkoszować się dynamiczną jazdą po górskich serpentynach, lepiej wybrać się na trasę Transfogaraską, z której wrażenia opisywaliśmy jakiś czas temu.
Na naszą umiarkowaną chęć dynamicznej jazdy mógł mieć też wpływ samochód, którym podróżowaliśmy. Był to hybrydowy Fiat 500. Na pierwszy rzut oka niewiele różni się od dobrze znanych starszych wersji – poza napisem na tylnej klapie jest też kilka nowych ekranów na cyfrowych zegarach. Można na nich śledzić przepływ energii oraz poziom naładowania maleńkiej baterii.
Pod maską samochodu mieści się silnik spalinowy wspomagany miękką hybrydą. Nie ma możliwości jazdy na samym prądzie. Elektrony najbardziej przydają się podczas przyspieszania z niskich obrotów – czyli wtedy, gdy silniki spalinowe mają najciężej. Podczas podjazdów w górach daje to odczuwalne efekty. Lekkie, ale jednak. Napęd ten sprawdza się też nieźle w mieście. Nie ma tu za wiele do skomentowania.
Niestety sprawa nie wygląda różowo po wyjeździe na trasę szybkiego ruchu lub autostradę. Tutaj daje o sobie znać niewygórowana moc samochodu wynosząca 70 KM. Rozpędzanie powyżej 80 km/h idzie topornie, a rozwinięcie prędkości powyżej 120 km/h wymaga wielkiej cierpliwości. Nikogo raczej nie zaskoczy informacja, że w roli granturismo Fiat 500 Hybrid nie sprawdzi się za dobrze.
Czy warto polecić wyprawę na Col de Turini? Oczywiście! Przejechanie się tymi kultowymi drogami będzie pamiętnym doświadczeniem dla każdego entuzjasty motorsportu, ale nie tylko. Niepowtarzalne widoki będą też nie lada atrakcją dla wszystkich pasażerów. Wiele razy zamiast zastanawiać się, jak dobrać punkty hamowania i jaką linią wejść w zakręt, lepiej będzie spokojnie poszukać miejsca do zatrzymania się i podziwiania widoku malowniczo wijącej się przez góry nitki drogi. Gdybyśmy mogli wybrać dowolny samochód na ten drogi, co by to było? Najprawdopodobniej któraś w wersji Abartha 500.
Tekst i zdjęcia: Piotr Krasiński (Fotopatologia.pl)
No Comment