„Przez 7 lat zbudowano w Polsce 19 kilometrów autostrady.” Szczęśliwie to zdanie, recytowane przez Kazika w 2000 roku, straciło na aktualności. Patrząc z perspektywy Łodzi – wiele regionów naszego kraju stało się niedawno znacznie łatwiej dostępnych. Do Warszawy, Gdańska czy Wrocławia można szybko dojechać rzeczonym autobahnem lub eską. To wspaniale! Dzisiaj jednak nie musimy się spieszyć. Do ostatniego z wymienionych miast postanawiamy pojechać, korzystając wyłącznice z dróg lokalnych. Nie tylko dlatego, że da nam to możliwość odwiedzenia po drodze kilku atrakcyjnych miejsc. Ważnym argumentem za wyborem takiej trasy jest fakt, że podróżować będziemy Fiatem 124.
Mam pewne obawy przez jazdą tym samochodem, bo doskonale pamiętam, jakie wrażenie zrobiła na mnie kiedyś wersja z logo Abarth na masce. Mocniejsza, agresywniejsza i bardziej krzykliwa odmiana tego modelu pozostawiła trwały ślad w mojej pamięci. Niesamowicie sztywne nadwozie, bezpośredniość prowadzenia, pięknie pracująca skrzynia biegów oraz wrzaski z wydechu nie dają o sobie zapomnieć. Czy po takich doświadczeniach Fiat nie wyda mi się zbyt wolny i nudny?
Moje obawy szybko okazują się nieuzasadnione. 124 w wersji Fiat i Abarth to bardzo różne samochody do zdecydowanie odmiennych zastosowań. Pomimo, że wersja ze skorpionem na masce jest fantastyczna, to można zaryzykować tezę, iż w tak zwanym „normalnym życiu” Fiat sprawdzi się lepiej.
Dlaczego? Aby w pełni czuć przyjemność z prowadzenia Abartha musimy jechać naprawdę ostro. Szybkie pokonywanie zakrętów na granicy przyczepności to żywioł tego samochodu. Dostarcza wtedy kierowcy ogromnych pokładów radości, a uśmiech nie schodzi ani na chwilę z ust. Niestety patrząc na to realistycznie – jak często mamy okazję tak jeździć? Osoby obdarzone odrobiną odpowiedzialności i wyobraźni będą często wysiadać z Abartha z niedosytem lub wyrzutami sumienia. Ja tak miałem.
Jest też kwestia wizerunku. Skorpion jest krzykliwy i zwraca na siebie uwagę – nie tylko głośnym wydechem, ale również wyglądem. Nie każdemu musi to odpowiadać. Fiat jest o wiele bardziej dystyngowany i elegancki. Co jest lepsze? Tu już każdy musi zdecydować sam.
Skończmy z teorią. Czas uruchomić silnik i wyruszyć w drogę, aby przekonać się, co Fiat naprawdę potrafi. Zgodnie z założeniami celowo pomijamy niedawno zbudowaną trasę S8, skądinąd wyśmienitą, nie tylko ze względów krajoznawczych. Podróżowanie z wysokimi prędkościami nie jest tym, w czym 124 czuje się najlepiej. Do 100 km/h można, moim zdaniem, podróżować dość komfortowo bez dachu. Aby rozpędzić samochód bardziej, trzeba już go założyć. Ale nawet z nim przekroczenie 140 km/h było dla mnie już zbyt bolesne.
Pierwszy przystanek to Kolumna koło Łasku. Przed zbudowaniem pobliskiej trasy szybkiego ruchu miejscowość ta kojarzyła się głównie z korkami. Teraz jest tu bardzo spokojnie, co pozwala w miłej i spokojnej atmosferze poznawać to bardzo ciekawe miejsce. Tutejsza drewniana architektura to unikat w skali nie tylko regionu.
Dalej kierujemy się w stronę Wielunia. Drogi, jakimi przyszło nam jechać, pozytywnie zaskakują. Charakteryzują je nie tylko ładne widoki, ale także przyjemne dla kierowcy łuki, czego nie spodziewaliśmy się na tym płaskim kawałku naszego kraju. To świetne okoliczności dla naszego roadstera: spokojna jazda malowniczą, krętą, zamiejską drogą – idealnie. W Abarthcie pewnie bym tu szalał. W Fiacie możemy cieszyć się plenerami, cały czas słysząc, co do siebie mówimy. To duży plus.
Mimo leniwego tempa podróży jestem w stanie docenić właściwości jezdne samochodu. Bezpośredni układ kierowniczy, stabilne zachowanie w zakrętach i ta cudowna praca dźwigni zmiany biegów! Dziwi mnie, że jestem pod takim wrażeniem sztywności nadwozia. Przecież wieść gminna niesie, że samochody bez dachu są wiotkie! Nie ten.
W wielu testach powtarza się zarzut, że Fiat jest znacznie bardziej miękki i łagodny niż Mazda MX-5, z którą jest bardzo blisko spokrewniony. Może jest, ale wcale nie postrzegam tego jako wady. Nie można patrzeć na trojaczki Fiat-Mazd-Abarth jako na coraz to lepsze wersje tego samego modelu. Każdy ma swój odmienny charakter. Nie jest to wcale pocieszanie się na siłę. Przy jeździe we dwoje lokalnymi drogami Fiat może przynieść najwięcej radości. Nie jest też tak, że jest wolny. O nie! 140 koni wyciągniętych z silnika 1,4 turbo powoduje, że absolutnie nie może być mowy o niedosycie. Kierowca też cały czas ma do dyspozycji ostry jak brzytwa układ kierowniczy. Zawieszenie, choć komfortowe, daje sobie świetnie radę również z zakrętami. Dynamiczna jazda górskimi serpentynami czy wizyta na torze nie będą od rzeczy.
Dojeżdżamy do Muzeum Wnętrz Dworskich w Ożarowie mieszczącego się w zabytkowym, drewnianym pałacyku. Chyba samochód zrobił z nas ignorantów, bo wcale nie chce nam się z niego wysiadać i ukulturalniać. Jedziemy dalej – do Byczyny.
To mieszczące się w pobliżu Kluczborka miasteczko zachowało średniowieczny układ urbanistyczny z murami obronnymi oraz bramami do miasta zwieńczonymi wysokimi wieżami. Najlepiej widać to na zdjęciach wykonanych z góry. Przemierzając wąskie uliczki samochodem jesteśmy pod dużym wrażeniem. Pozostałości dawnych murów można też znaleźć w pobliskim Kluczborku czy Namysłowie, ale kameralny charakter Byczyny sprawia, że to tutaj ducha historii czuje się najbardziej.
Po kilkugodzinnej podróży docieramy w końcu do stolicy Dolnego Śląska. Trasę z Łodzi można było pokonać o ponad połowę szybciej, ale wtedy zobaczylibyśmy głównie ekrany dźwiękochłonne oraz zostalibyśmy ogłuszeni hałasem wywoływanym przez wiatr opływający nadwozie naszego roadstera. Przyjemne wspomnienia z podróży zostały ukształtowane nie tylko przez atrakcyjne krajobrazy, ale również przez relaksującą atmosferę zapewnioną przez Fiata. Niech sobie niektórzy mówią, że jest za miękki. Właśnie w tym jego urok.
Tekst i zdjęcia: Piotr Krasiński (Fotopatologia.pl)
No Comment