Nadeszła długo oczekiwana część remontu – ta najprzyjemniejsza – składanie. Z każdą chwilą było widać zbliżający się koniec projektu.
Na początek montaż instalacji elektrycznej i wyposażenia. Wcześniej wiązka elektryczna była sprawdzona i oczyszczona, a łączenia konektorów z przewodami zostały zalutowane. Nowe przewody o grubszym przekroju znalazły miejsce w oświetleniu reflektorów.
Pora na test: oświetlenie działa, ale z małym błędem podłączeniowym kierunkowskazów. Włączając dźwignię w lewo migały prawe – szybkie przełożenie przewodów i problem rozwiązany.
Następnym krokiem był montaż linek w tunelu, zawieszenia, układu kierowniczego i hamulcowego. To duża przyjemność zakładać nowe lub odnowione, czyste części.
Środek otrzymał nowe wygłuszenia i podsufitkę. Teraz można już było założyć wykładzinę, przykręcić fotele i zamontować detale wyposażenia wnętrza, w tym prowadnice szyb bocznych i mechanizm ich podnoszenia, wstawić szyby oraz przykręcić boczki.
Środek gotowy.
Ostatnią wymagającą najwięcej wysiłku pracą było zamontowanie silnika.
Czarowanie i namowy, aby sam wskoczył do komory, nie przyniosły rezultatów – trzeba był napiąć muskuły i zmierzyć się z wyzwaniem. Montaż przy odrobinie sprytu da się przeprowadzić samodzielnie.
Teraz już z górki, tak jak w rozmowie na temat dojazdu do pracy z filmu „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”: pokrywa silnika, zderzaki, montaż kół; podnosimy całość, wyjmujemy kobyłki; montaż zbiornika paliwa, benzyna nalana i pierwsze odpalenie. Jest dobrze, cykają dwa cylindry.
Patrzę na zegarek, a tu 3:30 w nocy. Ogoliłem się, zjadłem śniadanie i poszedłem spać, bo za trzy godziny pobudka do pracy.
Nastał dzień pierwszej jazdy
Najpierw powolutku, bo silnik na dotarciu, poza tym brak mu było jeszcze wigoru. Konie musiały się ułożyć i nabrać mocy, ale z każdym kilometrem było lepiej.
Powrót do garażu na lewarek w celu sprawdzenia zawieszenia, które ułożyło się pod obciążeniem i trzeba było dokręcić parę śrub i nakrętek.
I to już koniec, poszło całkiem szybko – dziewięć miesięcy regularnej, codziennej (a właściwie conocnej) pracy. Zmęczenie dało się odczuć, ale satysfakcja z ukończonego dzieła powodowała, że szybko się o nim zapominało. Postanowiłem, że koniec z kupowaniem gratów i remontami. Przeszło mi po odespaniu zarwanych nocy.
Podziękowanie – należy się w pierwszej kolejności mojej Justynie za wyrozumiałość – za to, że więcej czasu spędzałem w garażu, niż w domu.
Dzięki też dla wszystkich, którzy pomagali w zdobyciu części, pracach blacharsko-lakierniczych i tych, którzy dopingowali widząc dobry kierunek prac.
Zdjęcia i tekst: Maciej Słupecki
Cały cykl:
- Remont 500-tki czas zacząć
- Remont 500-tki część I
- Remont 500-tki część II
- Remont 500-tki część III
- Remont 500-tki część IV
- Remont 500-tki część V
- Remont 500-tki część VI
- Remont 500-tki część VII
- Remont 500-tki część VIII – ostatnia
No Comment