Jeep to legendarna amerykańska marka. Nie bez przyczyny na każde auto z większym prześwitem potocznie mówimy „Jeep”, chociaż często tak naprawdę nie ma nic wspólnego z prawdziwym królem bezdroży. Jak możemy scharakteryzować samochody tej marki? Duży, muskularny, na dużych kołach, z wyraźnie powiększonym prześwitem, napędem na 4 koła oraz z ponadprzeciętnymi możliwościami do jazdy w terenie. Tak, taka definicja pasuje.
Mamy rok 2017. Minęło 75 lat od powstania marki. Przed naszymi oknami stoi Renegade. To Jeep, ale jakby nie spełniał wymogów określających tę markę. Jest kompaktowy (by nie powiedzieć – mały), nie ma napędu na 4 koła, nie wygląda na samochód zdolny do walki w terenie. Na pierwszy rzut oka jedynie, co go wyróżnia, to wyższy prześwit.
Renegade to dzieło Włochów. To bliźniacza konstrukcja z Fiatem 500X – tego nie da się nie zauważyć. Włoskie podejście do detali widać na każdym kroku – już sam wygląd zewnętrzny sprawia, że samochód zdecydowanie wyróżnia się na tle konkurencji. Pomimo 3 lat obecności na rynku jest nadal świeży i może się podobać. Jest tylko jedna wątpliwość – ile w Renegade jest prawdziwego Jeepa? Kilkudniowe spotkanie z nim pozwoliło uzyskać odpowiedź.
Nie ukrywam, że gdy pierwszy raz zobaczyłem Renegade byłem daleki od zachwytu. Pudełkowate nadwozie, niezbyt atrakcyjny przód z wyłupiastymi, okrągłymi reflektorami, to pierwsze skojarzenia z najmniejszym Jeepem. Zupełnie inaczej sytuacja wygląda, kiedy podejdziemy od tyłu. Uwagę zwracają przede wszystkim nietypowe i pasujące do całości lampy. Kierunkowskazy w kształcie „X” robią bardzo pozytywne wrażenie. To także pewien znak szczególny. Nawiązuje on do zabytkowego kanistra z innego modelu Jeepa – Willys’a. Całość z dobrze wkomponowaną, dużą klapą bagażnika, ma pewien urok.
Po zajęciu miejsca za kierownicą zupełnie zmieniam zdanie na temat niezbyt udanego kształtu nadwozia. Jego „pudełkowatość” to strzał w dziesiątkę. Miejsca jest po prostu dużo, nie brakuje go zarówno nad głowami, na szerokość, jak i na tylnej kanapie. Wręcz nieprawdopodobne. Mała konstrukcja, a przestrzeni w brut. Bagażnik o regularnych kształtach to mocna strona Jeepa. Przy opcjonalnym kole zapasowym brakuje jednak przestrzeni. Pionowo ustawiona duża szyba przednia poprawia widoczność, a długa, dobrze widoczna maska daje poczucie bezpieczeństwa i ułatwia wyczucie auta, a co za tym idzie parkowanie.
Kokpit jest bliźniaczy z Fiatem 500X. W sumie to nic złego, to rozsądne cięcie kosztów. Nie zrozumcie tego źle. To nie jest droga na skróty, czy ujednolicanie modeli różnych marek znajdujących się w rękach tego samego koncernu. Wprawne oko znajdzie wiele podobieństw do Fiata, chociaż deska rozdzielcza jest nieco inna. Masywna kierownica pasuje do stylu auta, a wnętrze ożywiają kolorowe dodatki, podświetlane elementy i inne miłe dla oka małe akcenty. Czuć tu włoską rękę. Przestało być nudnie, zachowawczo, by nie powiedzieć surowo. W podstawce na kubeczki znajdziemy mapę pustyni Moab, na przedniej szybie odszukamy miniaturkę Jeepa Willysa, a przy głośnikach i lusterku wstecznym – 7 kratek, które są znakiem charakterystycznym marki. Kolejna niespodzianka to malutki pajączek we wnęce wlewu paliwa. Drogie panie, spokojnie – to tylko odlew. Ostatnim ciekawym elementem jest Yeti – Wielka Stopa. Znajdziemy go na tylnej szybie, tuż przy wycieraczce. Niby małe akcenty, a cieszą oko. Do tego nie są nachalne co sprawia, że samochód w dalszym ciągu jest poprawny. Przecież Jeep nie musi być nudny. Ergonomia stoi na najwyższym poziomie – niczym w Vokswagenie (o shit, właśnie porównałem włoskiego Jeepa do niemieckiej konkurencji). Jedno, co mnie zaskoczyło, to przyciski do zmiany stacji radiowej oraz głośności. Nie znajdują się z przodu kierownicy przy innych, lecz z tyłu. Dziwne rozwiązanie wymagające przyzwyczajenia. O detalach wnętrza, kształcie przycisków etc. mógłbym pisać jeszcze kilka stron. Jest poprawnie, jest dobrze i nie ma czego się wstydzić. Zapytacie, gdzie jeszcze we wnętrzu znajdziemy włoską rękę? W jakości materiałów, ich spasowaniu i doborze. Włosi jako wzór do naśladowania w tym aspekcie? To nie żart! Przeskok w porównaniu z typowo amerykańskim Jeepem jest ogromny. To spory plus. Nic nie trzeszczy, nie piszczy. Na tym zakończymy.
W miejscu tradycyjnej stacyjki znajdziemy przycisk start/stop do uruchamiania samochodu (jest to wyposażenie opcjonalne droższych wersji pojazdu). Po odpaleniu z pod maski nie dobiega głośny warkot. To kolejny znak czasów oraz potwierdzenie globalizacji Jeepaa. Pod maską pracuje najczęściej wybierana przez klientów jednostka 1,4 I i dla wielu będzie to zaskoczenie. Gdzie są te popularne, potężne i tryskające mocą wolnossące potwory V6? Jednostka 1.4 z serii MultiAir rozwija moc 140 KM. Kulturą pracy zadowala, a patrząc na masę całkowitą auta stwierdzamy, że jest to absolutne minimum. W połączeniu z manualną skrzynią biegów jest zaskakująco dobrze. Startu spod świateł nie wygramy, ale do sprawnego poruszania się w mieście i na trasie jest w sam raz.
Jeep Renegade to tak naprawdę większy mieszczuch. Świetnie się sprawdzał na zakorkowanych ulicach Poznania. Dziury, progi zwalniające czy wysokie krawężniki to dla naszej testówki przysłowiowa bułka z masłem. Wysoki prześwit sprawia, że jakość dróg nie stanowi problemu. Mogę się sprawnie poruszać, czuć radość z jazdy. To fajne uczucie, taki brak stresu, że parking na chodniku ma za wysoki krawężnik czy zjazd do parkingu podziemnego jest bardzo stromy. Mam Jeepa. Wjadę. Kto, jak nie ja? W manewrowaniu po ciasnym parkingu przy supermarkecie pomogą duże lusterka wsteczne. Słabą widoczność przez tylną szybę rekompensuje kamera cofania z dynamicznymi liniami oraz czujniki parkowania. Zawieszenie pracuje poprawnie, nie jest za głośne. Pomimo swojej sztywności dobrze reaguje na szybkie zmiany kierunku jazdy. Spalanie w mieście to 8,7 l/100 km. Nie jest źle, tak można jeździć. Jest jeszcze coś dla osób, które źle czują się w codziennej miejskiej dżungli. To systemy wspomagające kierowcę. W mieście szczególnie dobrze się sprawdzi ten monitorujący martwe pole w lusterku. O „niewidzianym” samochodzie informuje nas nie tylko kontrolką zapalającą się w wybranym lusterku, ale też donośnym sygnałem dźwiękowym. Nie da się nie zareagować. W każdej chwili system ten można wyłączyć. To fajny gadżet.
Po miejskich „wariacjach” czas na sprawdzenie auta na trasie. Po kilkudziesięciu kilometrach „tanią” autostradą A2 z Poznania w kierunku Łodzi jestem już pewien – szybka dwupasmówka to nie jest ulubione środowisko Jeepa. Przy prędkościach autostradowych wyraźnie czuć szum wiatru. Samochód jest wysoki, ma duży prześwit. To oczywiste. To nie jest też tak, że w ten sposób nie można podróżować. Można. Odpowiednia muzyka z nośnika mp3, tempomat i spokojnie przemierzamy kolejne kilometry. Fotel jest wygodny, ma dobrze wyprofilowane siedzisko i podparcie. Mogę jechać choćby nad morze. A jak wygląda spalanie? Przy prędkościach rzędu 130-140 km/h wyniosło 9,5-11 l na 100 km. Dla miłośników marki, którzy znali V6, wręcz symboliczne. To realne spalanie, nie katalogowe. Podsumowując krótki odcinek A2 – jeśli chodzi o równą nawierzchnię, długą autostradę, to wybrałbym inne auto. Zjeżdżam, wybieram nieutwardzoną drogę. Dziury, kałuże, wzniesienia i nierówności. Tak, to raj dla Jeepa. A ja nie patrząc na nic, czuję się swobodnie. Po prostu mknę, sprawia mi do dziką frajdę. I myślę, że każdemu może się spodobać. Lekkość, z jaką radzi sobie Renegadę w pokonywaniu wzniesień, jest zadziwiająca. Należy pamiętać przy tym, że mamy samochód z napędem na przednią oś. Ten niby niepozorny Jeep naprawdę ma w sobie coś z legendarnej amerykańskiej marki. I nie chodzi mi o znaczek! Nie każdym samochodem dotrę tam, gdzie Renegade wjeżdża bez choćby minimalnego problemu. To taka miejska terenówka.
Dla kogo jest więc Renegade? Dla osób, których droga do domu nie jest wyłożona równym asfaltem. Dla amatorów miejskiego życia, którzy ponad wszystko cenią sobie bezpieczeństwo, komfort i swobodę. Dla każdego, kto chce się wyróżnić w zgiełku zatłoczonego miasta. Jeep to dobra konstrukcja. Sprawdzi się do jazdy na co dzień, jak i do zabawy w cięższym terenie. Dla tych, którzy oczekują ponadprzeciętnych możliwości do jazdy w terenie jest wersja Trailhawk. Wspomoże nas wtedy napęd na 4 koła. Dla pozostałych cywilna wersja wystarczy.
Dziękujemy firmie Voyager Group z Poznania za użyczenie samochodu do testów.
Tekst i zdjęcia: Paweł Oblizajek
No Comment