Koszty produkcji i normy emisji spalin to główne zagrożenia dla jednostek V12, które powoli znikają z rynku. Mało prawdopodobne, by producenci tacy, jak Mercedes-Benz i BMW wciąż je wytwarzali. Za to Lamborghini i Ferrari zadeklarowały, że zrobią co w ich mocy, by utrzymać „V-dwunastki” przy życiu.
Dyrektor techniczny Ferrari Michael Leiters w rozmowie z Top Gear oświadczył, że włoska firma produkująca supersamochody dokona wszelkich starań, by silniki V12 były jeszcze wydajniejsze i przyjazne środowisku:
Wolnossące silniki V12 są zaprzeczeniem idei downsizignu i w mojej ocenie nie mają one sensu jako element układu hybrydowego. Mamy zamiar walczyć o V12. Zrobimy wszystko, co konieczne, by one wciąż napędzały nasze samochody, ponieważ stanowią jeden z fundamentów marki. Nie widzę uzasadnienia dla hybrydowego układu opartego o V12. Jeśli chcesz uzyskać jak najwyższą efektywność w przypadku zelektryfikowanego napędu, musisz pójść w stronę downsizignu – inaczej to nie ma sensu. LaFerrari to przykład elektryfikacji pod kątem osiągów. W przyszłości będziemy musieli jeszcze więcej uwagi skierować na kwestię emisji.
Z rozmowy przeprowadzonej przez Top Gear wynika, że inżynierowie znaleźli się na „granicy wydajności”. Nie lada wyzwaniem jest zwiększenie mocy silnika przy jednoczesnym utrzymaniu obecnej charakterystyki. Mowa przede wszystkim o natychmiastowych reakcjach na każdorazowe muśnięcie pedału gazu. Firma ma określone wymogi względem wydajności, których się kurczowo trzyma. Oczekuje się od jednostki dostarczenia od 80 do 90% momentu obrotowego przy około 2000 obr./min w czasie krótszym niż sekunda. I to jest właśnie ta granica, którą osiągnęli inżynierowie. Kluczem do zwiększenia wydajności ma być właśnie elektryfikacja.
Już wkrótce powinna zadebiutować zelektryfikowany wariant 488 lub F8 Tributo.
Autor: Tomasz Nowak
Zdjęcia: Materiały prasowe
No Comment