Wspomina Giovanni Michelotti, jeden z najwybitniejszych włoskich stylistów samochodowych lat 50. i 60.:
„Miałem 16 lat, gdy znalazłem pierwszą pracę. Na dwa lata przed wojną zacząłem terminować w firmie nadwoziowej Stabilimenti Farina. Dostałem do dyspozycji rower i jeździłem jako goniec po zamówienia i umawiać się z klientami. Do moich obowiązków należało także pilnowanie, by kreślarzom nie zabrakło papieru, który zakładałem na ich rajzbrety i aparaty. Pewnego dnia nasz główny projektant nie przyszedł do w pracy. Zaraz potem było już wiadomo, że nas opuścił. Jak codzień przygotowywałem warsztat, temperowałem ołówki – tylko dla kogo? Okazało się, że dla siebie. Doktor Attilio Farina zaproponował mi, żebym popróbował rysowania, bo zauważył, że mnie do tego ciągnie. Zacząłem więc coś tam szkicować. Traf chciał, że tego samego dnia u Fariny zjawił się hrabia Mario Revelli. Z poważnym zamówieniem: chciał u nas karosować nabytą właśnie Alfę 6C 2500. Poprosił o indywidualny projekt nadwozia. Wziąłem do ręki przyrządy i zabrałem się do roboty. Na dużych, łączonych arkuszach wykonałem rysunki – tak, jak zwykło się wtedy projektować, czyli w skali 1:1, z wszystkimi detalami, z siatką współrzędnych co dwadzieścia centymetrów. Całość miała prawie sześć i pół metra długości. Na podstawie rysunków budowało się na przeznaczonym do zabudowy podwoziu drewniany model. Później model stopniowo ustępował miejsca prawdziwej karoserii.
Ale wróćmy do etapu projektu. W kilka dni później Revelli przyszedł po odbiór pracy. Obejrzał kartony. Widać było, że jest zadowolony. Zwrócił się do mnie i kazał zawołać projektanta. Wtedy odkryłem karty. Powiedziałem, że to są moje rysunki. Pamiętam chwilę, gdy stałem przed nim, siedemnastoletek w krótkich spodenkach, mówiąc, że jestem autorem jego karoserii. Brzmi to jak bajka, a jednak właśnie tak zacząłem karierę designera. Od tego pierwszego razu dalej już jakoś poszło.”
No Comment