Zacznę od ostrzeżenia – o Drupim i Toto Cotugno dzisiaj nie będzie. Będzie za to o wielkich kompozytorach, utalentowanych śpiewakach i romantycznych poetach.
Myśląc o Włoszech, wyobrażamy sobie w pierwszej kolejności piękne auta, potem myśl krąży wokół arcydzieł malarstwa i cudów powstających w kuchni. Ja zaś chciałabym Wam dzisiaj przypomnieć, że Italia jest także ojczyzną europejskiej muzyki. Tu właśnie rozwinęła się muzyka wokalna; tu narodziła się opera, czyli utwory, w których muzyka współistnieje z akcją dramatyczną. Od niej dzisiaj zaczniemy.
Aby przypomnieć sobie początki opery, musimy przenieść się na chwilę do szesnastowiecznej Toskanii. Wśród łagodnych wzgórz porośniętych cyprysami (nie krzywcie się, samo mi się to zdanie napisało), muzycy, poeci i filozofowie działający w grupie zwanej Cameratą Florencką zamarzyli o teatrze z udziałem muzyki. Pierwsze tego typu spektakle nazywali dźwięcznie dramma per musica. Niedługo potem wkroczył do akcji wielki kompozytor Claudio Monteverdi (autor m.in. Orfeusza czy Koronacji Poppei), który uregulował kształt architektoniczny oper i wprowadził rozbudowane części aryjne.
W kolejnych dziesięcioleciach opera zyskiwała na znaczeniu – w Wenecji otwarto pierwszy publiczny teatr operowy (1637), a artyści pracowali nad coraz bardziej wymyślnymi dekoracjami (szczególnie w Rzymie, pod patronatem rodziny Barberinich) towarzyszącymi grze aktorskiej i muzyce. Wielki wpływ na rozwój opery miała szkoła neapolitańska i tworzący w Kampanii kompozytor Alessandro Scarlatti.
Ten ostatni był nauczycielem i ojcem Domenica Scarlattiego, jednego z najważniejszych włoskich muzyków barokowych.
Okresem twórczości największych włoskich kompozytorów był jednak zdecydowanie wiek XIX. To właśnie wtedy powstały arcydzieła Donizzettiego (Lucia di Lamermoor, Don Pasquale), Verdiego (Rigoletto, Trovatore, Otello, Falstaff, Nabucco) czy Pucciniego (Tosca, Madame Butterfly).
Włochy to jednak nie tylko opera – to także królestwo muzyki instrumentalnej. Z północnej Italii pochodzą niedoścignione instrumenty, jak chociażby skrzypce Stradivarius. Na Półwyspie Apenińskim tworzył słynny wenecki Rudy Ksiądz, czyli Antonio Vivaldi; tutaj też, w Genui, przyszedł na świat znany wszystkim wirtuoz i kompozytor Niccolo’ Paganini.
W wieku dwudziestym w Bel Paese narodziło się kolejne ciekawe zjawisko muzyczne, zwane canzone d’autore (piosenka autorska) i charakteryzujące się wyszukanym stylistycznie tekstem o niebywałej sile przekazu oraz minimalistycznym wręcz tłem muzycznym. Piosenki tego nurtu wykonują tzw. cantautori – osoby, które są zarazem autorami tekstu i/lub muzyki. Erę cantautori rozpoczął w 1958 roku Domenico Modugno, wygrywając festiwal w San Remo swoją słynną kompozycją Nel blu, dipinto di blu, znaną wszystkim jako Volare.
W latach sześćdziesiątych serca włoskiej publiczności podbił wielki Fabrizio De André;
zaraz później dołączył do niego Lucio Battisti,
Francesco De Gregori
i Antonello Venditti.
Dzisiaj, oprócz arcydzieł muzyki klasycznej i utworów włoskich bardów zarejestrowanych na płytach, każdy z nas słuchać może najnowszych włoskich przebojów przez internet, samodzielnie decydując o tym, jaki kierunek w muzyce najbardziej mu odpowiada. Zagubionych informuję, że Luca d’Ambrosio, dziennikarz i przyjaciel ForzaItalia.pl, wraz ze współpracownikami opublikował właśnie listę 25 najlepszych włoskich płyt roku 2011. Znajdziecie ją pod linkiem.
Buon ascolto!
No Comment