Ferrari od kilku lat przekonuje, że przyszłość silników spalinowych wciąż ma sens. Najnowszy przykład to F80 – następca LaFerrari – który nie otrzymał ani V8, ani tym bardziej V12, lecz zaledwie V6. Brzmi skromnie jak na flagowy model marki, zwłaszcza że moment premiery zbiegł się z publicznym potwierdzeniem przywiązania Ferrari do słynnego dwunastocylindrowego potwora, który pozostał w ofercie m.in. w modelu 12Cilindri. Tym większe było zaskoczenie, że najważniejszy supersamochód firmy dostał tylko połowę tego, co zgodnie z legendą powinien mieć.
Według Ferrari ten wybór to nie kompromis, lecz świadoma decyzja oparta na możliwościach technicznych współczesnej motoryzacji. Producent nadal montuje V12 w 12Cilindri oraz w Purosangue, więc nie rezygnuje z tradycji. W listopadzie, podczas warsztatów technicznych w Museo Enzo Ferrari w Modenie, przedstawiciele marki tłumaczyli proces projektowania następcy LaFerrari. Firma przyznaje, że rozważano utrzymanie wolnossącego V12, ale – zdaniem producenta – rezygnacja z niego na rzecz doładowanego V6 z układem hybrydowym okazała się „łatwą decyzją”.
Jak opisuje Matteo Turconi, Senior Product Marketing Manager, początkowo starano się odpowiedzieć na jedno pytanie:
Zapytaliśmy samych siebie: czy nowy supersamochód powinien otrzymać najbardziej ikoniczny silnik w historii Ferrari? Czy powinniśmy wybrać to, co najlepsze w motorsporcie pod kątem osiągów? Ostatecznie odpowiedź była prosta, choć na początku tak to nie wyglądało. Wybraliśmy drugą opcję. Sięgnęliśmy po to, co najlepsze w wyścigach, a dziś oznacza to turbodoładowane V6 połączone z układem hybrydowym.
Turconi posuwa się nawet do stwierdzenia, że „V6 jest lepsze od V12” mając rzekomo twarde liczby potwierdzające tę tezę. Jednostka 3.0 bazuje na silniku z wyścigowego 499P, generuje imponujące 300 KM z litra pojemności, a jej kompaktowe rozmiary pozwalają na skrócenie rozstawu osi i redukcję masy.
Jak dodał Paolo Valenti, Team Leader – Pilot Product Line, w Maranello ten motor ma nawet sympatyczny przydomek „duży silnik”, mimo że na papierze wygląda skromniej od V12. Mniejszy gabaryt nie tylko ułatwia projektowanie nadwozia, ale także – według Ferrari – pozwolił powiększyć dyfuzor aż do 1,8 metra długości, co ma poprawiać aerodynamikę.
Odejście od V12 budzi emocje u fanów, którzy wyznają zasadę „im więcej cylindrów, tym lepiej”. Warto przypomnieć, że 288 GTO i F40 także nie miały dwunastu cylindrów, a dziś nikt nie odważyłby się ich krytykować. F80 również znalazło swoich zwolenników – wszystkie 799 egzemplarzy sprzedano jeszcze przed premierą.
Ferrari jednocześnie potwierdza, że nie zamierza porzucać silników spalinowych. Elektryk pojawi się w ofercie wkrótce, ale firma deklaruje dalsze inwestycje nie tylko w V6, lecz także w V8 oraz w swoje słynne V12. Do końca dekady marka przewiduje, że 40% gamy stanowić będą auta spalinowe, kolejne 40% – hybrydy, a jedynie 20% samochody elektryczne.
Autor: Tomasz Nowak
Zdjęcia: Materiały prasowe
No Comment