KONKURS ELEGANCJI JAK NIGDY WCZEŚNIEJ
Jak zwykle w przedostatnią niedzielę maja oczy motoryzacyjnego świata zwrócone są na Villa Erba… ale zaczekajcie! To nie maj, lecz październik. To prawda, jest niedziela, ale nie jesteśmy na terenach Villa Erba, lecz odwiedzamy przepiękny hotel Villa d’Este. Niezmiennym pozostaje fakt, że w ten weekend dla fanów motoryzacji nie ma lepszego miejsca na świecie.
Pandemia koronawirusa przewróciła świat do góry nogami i chociaż szczęśliwie wszystko zmierza ku lepszemu, większość spotkań i konkursów elegancji przełożonych zostało z wiosny na jesień 2021. Oby tylko takie problemy nas dotykały! Concorso d’Eleganza nie było odstępstwem od tej reguły i w przeciwieństwie do ubiegłych edycji wydarzenie miało charakter zamknięty, dostępny jedynie dla gości i prasy. Po roku nieobecności i w strugach deszczu wracamy na najprawdopodobniej najlepszy konkurs elegancji na Świecie!
PORANNY PRYSZNIC DLA SPORTOWYCH UNIKATÓW
Bywały edycje Concorso, podczas których pomimo upałów było deszczowo i pochmurno. Bywało nawet ulewnie! Ale wiosna niesie ze sobą zupełnie inną niż jesienna atmosferę. To właśnie ona, zostawiła po porannym deszczu klimatyczną mgłę, stanowiącą o magicznej wręcz scenerii zdjęciowej z jeziorem Como w tle. Pierwszą modelką była Ferrari 512 BB LM, która prezentowała swój szyk wśród ekskluzywnych parasoli przeciwsłonecznych (sic!) i leżaków. Dość nietypowe środowiskom dla trzykrotnej zwyciężczyni Daytony i jednokrotne Sebringa. A co, jeśli do tego dodamy oryginalny lakier i odpowiadający modelowi, fabryczny silnik?
Tuż obok stał nietypowy samochód, można by nawet rzec samolot. Może jednak pozostańmy przy samochodzie, chociaż w przypadku napędzanego gazową turbiną Howmeta TX naprawdę ciężko się zdecydować. Wyprodukowany w 1968 roku w dwóch egzemplarzach, Howmet ścigał się na wielu słynnych torach. Do wyżej wspomnianych Daytony i Sebring możemy dorzucić Le Mans oraz Brands Hatch. Wspomniana turbina gazowa to lekki napęd bazujący na projekcie helikoptera. Waży jedyne 77 kilogramów i rozkręca się do 57 (tak, pięćdziesięciu siedmiu) tysięcy obrotów. Nic dziwnego więc, że brzmi jak odrzutowiec a kierowca nosi ochronne słuchawki. To samolot! Czy może jednak nadal auto?
GDY MGŁA ODSŁANIA KOLEJNE KLEJNOTY (DOSŁOWNIE)
Z każdą minutą robiło się coraz cieplej i coraz więcej samochodów wytaczało się z hotelowego garażu podziemnego. Również te z mojej ulubionej kategorii – Granturismo all’Italiana. Klasa ta zrzesza klasyczne włoskie GT i robi to w wyśmienitym stylu. Jak mogłoby być inaczej?
Pierwsza z grupy była Isotta Fraschini 8C Monterosa, potwierdzająca znakomitą reputację producenta, który w tamtych czasach znany był z najbardziej luksusowych pojazdów we Włoszech. Ten krążownik szos napędzany jest widlastą ósemką umieszczoną za siedzeniami, pozwalając na konstrukcję bez tunelu środkowego. Model zaprezentowany w tym roku na konkursie to jeden z dwóch ocalałych egzemplarzy a w Villa d’Este pojawił się po raz pierwszy w… 1949 roku!
Drugie GT to najprawdopodobniej mój faworyt weekendu – 1953 Alfa Romeo 1900C Sprint Supergioiello. W tej coupé zakochałem się już w czwartek, gdy podczas rajdu widziałem ją przejeżdżającą wąskimi uliczkami Cernobbio. Supergioiello w dosłownym tłumaczeniu znaczy „super klejnot” i jest nawiązaniem do karoserii wykonanej przez Ghię w sześciu lub siedmiu egzemplarzach. Dodatkowe dziesięć wyprodukował Touring, w nieco innym wydaniu. Zaprezentowany egzemplarz ma fenomenalny, szampański kolor a na drzwiach dumnie prezentuje numer 400 – nawiązujący do nr startowego z rajdu Monte Carlo z 1955 roku
90-TA ROCZNICA PININFARINY I JESZCZE WIĘCEJ ALUMINIUM
Cała kolejna kategoria samochodów została poświęcona Pininfarinie z okazji 90-tej rocznicy i nazwana Passion for Perfection. Lista eksponatów była imponująca i zawierała między innymi Fiata 500 Abarth i trzy Ferrari: 250GT California SWB, 275 GTB/4 oraz 400 Superamerica.
To właśnie to ostatnie połechtało moje motoryzacyjne zmysły najbardziej, nawet przed odkryciem interesujących faktów o danym modelu. Prezentowane auto zostało wyprodukowane w 1961 i jest 1 z 35 wyprodukowanych. Ale tylko jednym z siedemnastu na krótkiej płycie podłogowej. I tylko jednym z siedmiu z fabrycznymi kloszami przednich reflektorów. I jedynym z aluminiową karoserią. Unikat? Na pewno! Taki samochód potrafi wygrać konkurs elegancji zanim trafi do swojego pierwszego właściciela. Ten model udowodnił to zdobywając nagrodę „Best of Show” w Rimini, zanim trafił w ręce hrabiego Volpi di Musurata. Czarny kolor tylko dodaje mu szlachetności
Kilka kroków dalej zaparkowany była kolejna rzadkość, którą również tak łatwo bezwiednie można przeoczyć. Na pierwszy rzut oka sprawa wydaje się prosta – 300SL w coupé. Po prostu Gullwing. Niezwykłość tego modelu leży w jego numerze karoserii, 043, wskazującym na jeden z 29 aluminiowych Gullwingów kiedykolwiek wyprodukowanych. Został zamówiony w czerwcu 1955 roku przez szwajcarskiego biznesmena branży lotniczej. Biała karoseria z niebieskim wnętrzem, z dodatkowymi kołami Rudge na centralną nakrętkę. Prawdziwie podniebna konfiguracja!
ŚNIĄC O PRZYSZŁOŚCI – NA TRZY RÓŻNE SPOSOBY
Trzy różne sposoby wykonane jednak na podstawie tego samego przepisu. Mało tego, dwa nawet z tej samej książki kucharskiej! Składniki każdego z nich to albo spektakularny projekt, albo niesamowita historia, albo unikatowość modelu. Albo wszystkie trzy na raz!
Lamborghini Countach LP500 Prototipo z 1974 roku zostało zaprezentowane w ogrodach Villa d’Este po raz pierwszy, odkąd oryginał zniszczono w testach zderzeniowych. Przepiękny klin w kolorze Giallo Fly Speciale jest dokładną reprodukcją oryginału zaprojektowanego przez Marcello Gandini a prace nad samochodem pochłonęły dwadzieścia tysięcy godzin. Lamborghini Polo Storico odtworzyło majstersztyk, który dla wielu był iskrą miłości do motoryzacji.
Kolejne auto to także Countach i również prototyp. LP400S Walther Wolf Special pochodzi z 1978 roku i powstał na podstawie inspiracji Walthera Wolfa – właściciela zespołu F1 i ogromnego pasjonata motoryzacji. Z pomocą zespołu projektowego przygotował on kilka specjalnych wersji tego sportowego Lamborghini, a na Concorso mieliśmy do czynienia z numerem 3. Niebieskie wnętrze doskonale komponowało się z ciemnoniebieską karoserią, a całość napędzana jest rozwierconym do pięciu litrów V12. Hamulce oraz sprzęgło również doczekały się ulepszeń. Obecnym właścicielem jest Shinjiro Fukuda, a auto na japońskich tablicach wygląda wręcz niesamowicie.
Na zakończenie, kto inny niż Phillip Sarofim mógł zaskoczyć odwiedzających jedynym egzemplarzem Isdery Commendatore 112i. Auto ma specyficzny, wydłużony i opływowy tył, ma tylko 104 cm wysokości, co w rezultacie daje współczynnik oporu powietrza wynoszący jedynie 0.306. To, w połączeniu z czterystukonnym silnikiem V12 Mercedesa daje prędkość maksymalną na poziomie 340 kilometrów na godzinę. Niewiarygodnie imponujący rezultat na rok 1993 i relatywnie niską moc, porównując do dzisiejszych, tysiąc-konnych hypercarów.
NA CZERWONYM DYWANIE
Jak zwykle na Concorso d’Eleganza wyczekiwanym momentem była prezentacja aut – parada na czerwonym dywanie. Ta była inna niż te znane z Villa Erba, a jako że właściwy konkurs odbył się w sobotę, w niedzielę zaprezentowano tylko zwycięzców oraz nagrody specjalne przyznane przez dwunastoosobowe jury.
Simon Kidston tradycyjnie poprowadził całą imprezę, prowadząc interesujące rozmowy z właścicielami samochodów oraz przytaczając ciekawostki i historie o podjeżdżających autach. Wszystko to w kameralnej atmosferze Villa d’Este, która zapewnia dużo więcej intymności dzięki dużo mniejszej przestrzeni wystawowej.
Było wiele ciekawych momentów. Dzieci cieszące się z wygranej i radośnie wymachujące nagrodami z Lancii Dilambdy Serie I, Philip Rathgen żywo dyskutujący z Laurą Kukuk, Devon McNeil prezentująca puchar siedząc pod skrzydłem Gullwinga czy Valentino Balboni prowadzący Countacha Walthera Wolfa to tylko niektóre z nich i naprawdę ciężko jest je opisać słowami! Najlepiej będzie, jeśli spróbujecie poczuć tę atmosferę, oglądając zdjęcia!
DO ZOBACZENIA WKRÓTCE
Po roku nieobecności Concorso d’Eleganza Villa d’Este nie rozczarowało. Nigdy nie rozczarowuje, ale w tym roku było jeszcze więcej emocji dla jakże spragnionych motoryzacyjnych klasyków fanów. Wydarzenie jak zwykle skończyło się zbyt szybko ale na szczęście na kolejną edycję pozostaje nam czekać tylko do maja!
Tekst i zdjęcia: Adam Pękala, petrolfans.com
No Comment