Data, którą ma w sercu każdy Guzzista, to dzień 15 marca 1921 roku, kiedy to podpisany został dokument powołujący do życia markę Moto Guzzi. Jednak od wielu już lat na urodziny jubilata goście zapraszani są we wrześniu. Tak było też i w zeszłym roku – piękny jubileusz fabryki z Mandello del Lario obchodzony był w drugi weekend września 2016.
Ponieważ nie mogłem sobie odpuścić tak ważnego wydarzenia, spakowawszy się w torby firmy Kriega, wyruszyłem z dwoma kolegami już we wtorek 6 września. Pomimo, że do tej swego rodzaju Mekki wybierała się w tym roku połowa Moto Guzzi Klub Polska oraz dużo niezrzeszonych właścicieli gutków, ja wolałem ograniczyć grupę do minimum.
Pierwszego dnia po szybkiej trasie dotarliśmy do Sankt Pölten, gdzie mieliśmy zarezerwowany nocleg w znajomym pensjonacie. Drugi dzień to już nuda, same zakręty. Przecinając Grossglockner dotarliśmy do Cortiny d’Ampezzo, skąd następnego dnia – przecinając Dolomity – dotarliśmy do Mandello del Lario.
Sama trasa może być oczywiście tematem osobnego artykułu, jednak nie mając w tej chwili zbyt dużo miejsca wspomnę tylko odwiedziny w niezależnym browarze w miejscowości Pedavena. Kręcąc się po Dolomitach zajrzyjcie tam kiedyś. Ja byłem tam już drugi raz oczarowany położeniem, ale także w celu degustacji. Tym razem wypiliśmy po jednym piwie Centenario, które jest sprzedawane tylko w przy browarnianej piwiarni. Wypiliśmy, bo mogliśmy 🙂 Limit w Italii to 0,5 promila. Ciekawym przeżyciem było to, że przed browarem stało około dwudziestu motocykli, a w toalecie dla klientów piwiarni są… wieszaki na kask 🙂
Po tak cudownym dniu dotarliśmy do celu, co prawda dzień wcześniej niż rozpoczynała się festa, ale było to zamierzone. Chcieliśmy polatać po drogach wokoło jeziora Como. Taki sam pomysł miało najwyraźniej więcej osób, bo w czwartek na wszystkich drogach znanych mi i nieznanych spotykaliśmy grupki guzzistów na motocyklach starych i nowych. W samym Mandello trudno już było znaleźć motocykl innej marki.
Piąteczek, imprezy począteczek. Małe miasteczko powoli zapycha się ogromną ilością motocykli Oczywiście głównie Moto Guzzi. Część ulic zostaje wyłączona z ruchu, wszyscy na guzzistów patrzą z sympatią. Nic dziwnego, miasto to fabryka. Dzięki niej żyje, dzięki niej odwiedzają je tysiące turystów dając zarobić sklepom, restauracjom czy hotelikom. Jak co roku większość witryn sklepowych udekorowana jest jakimś elementem związanym z marką lub nawet całym motocyklem. Jest to dla nas bardzo miłe. Rozpoczynająca się właśnie impreza to nie tylko zwiedzanie fabryki, ale też atrakcje zorganizowane „poza murem” przez władze miasta wraz z regionalnymi klubami MG.
W murach fabryki miłośnicy marki poza zwiedzeniem linii produkcyjnej, tunelu aerodynamicznego i muzeum, mogli podziwiać nową kolekcje ubrań na 2017 rok, nowy flagowy model czyli MGX-21, którego produkcja i sprzedaż właśnie ruszała pełną parą. Można było również dokonać zakupów ubrań z bieżącej kolekcji w promocyjnych cenach. Wszystko to przy dźwiękach muzyki na żywo lub serwowana przez dj-kę. Zorganizowane były także jazdy próbne na wybranym gutku (oczywiście jazdy w grupach z przewodnikiem wyjeżdżały poza teren fabryki).
Za murem natomiast przez połowę piątku i całą sobotę można było podziwiać m.in. paradę starych motocykli Guzzi, załapać się na przejażdżkę na pace trójkołowego dostawczego Guzzi albo podziwiać wyczyny akrobatyczne w tak zwanej beczce śmierci. A wieczorem… jazz baba riba 🙂 Muzyka na żywo i świeże piwo!
Polska ekipa pomimo, że dotarła różnymi drogami, spotkała się w sobotnie południe przy pomniku Carla Guzziego na wspólną fotkę. Niestety godzina 12 była dla niektórych zbyt wczesna i nie dotarli na spotkanie o czasie. Pomimo to była nas duża gromada. Dzięki jednakowym koszulkom z polską flagą byliśmy mocno rozpoznawalni nie tylko przy pomniku, ale też gdy rozpierzchliśmy się w mniejszych podgrupach.
W niedzielę kończyła się już ta wspaniała impreza z okazji 95-lecia istnienia Moto Guzzi. Firmy, która jako jedna z niewielu fabryk motocyklowych nigdy nie przerwała produkcji i nigdy nie zmieniła siedziby. Trzeba było pakować manatki i przez nudne Alpy doturlać się jakoś do austriackich autostrad 🙂
Tekst i zdjęcia: Michał Mruk
No Comment