Pojawiły się plotki, jakoby Ferrari miało opóźnić drugiego elektryka. Nawet dwukrotnie. Tak przynajmniej donosił Reuters powołując się na anonimowe źródła. Powód? „Zerowe zainteresowanie”. Według tych informacji rzekomy drugi EV miałby się pojawić dopiero po 2028 roku. Problem w tym, że… nikt go oficjalnie nie ogłaszał.
I tutaj pojawił się Benedetto Vigna, prezes Ferrari, który oświadczył: Nigdy nie mówiliśmy o drugim czy trzecim samochodzie elektrycznym. Trudno więc opóźnić coś, co nie istnieje. Przynajmniej oficjalnie. Co się dzieje za kulisami, to zupełnie inna historia – ale PR-owo Ferrari wychodzi z tej sytuacji czysto.
Vigna zapewnia, że pierwszy elektryczny Ferrari nie ma nawet godziny opóźnienia. Co więcej, sam miał okazję jeździć prototypem na torze – i jest zachwycony. Żadnych szczegółów nie zdradza, ale wiadomo, że widziano muły testowe wykorzystujące nadwozie Maserati Levante. Czy to oznacza, że będzie to coś w rodzaju GT z ambicjami, a nie pełnokrwisty hipersamochód? Możliwe. Ale SUV raczej nie wchodzi w grę.
Nie znamy jeszcze oficjalnych cen, ale plotki mówią o ponad 500 tysiącach dolarów. To stawia elektryczne Ferrari bliżej Bentleya Bacalara niż Tesli Model S Plaid. Auto ma być niszowe – niskoseryjne. W każdym Ferrari nie zmienia strategii: do 2030 roku 40% sprzedaży mają stanowić auta elektryczne, kolejne 40% – hybrydy, a reszta, czyli ostatnie 20%, to tradycyjne spalinówki. Silnik V12 znajdziemy obecnie w Purosangue i nowym 12Cilindri, a także w limitowanych modelach z serii Icona. Wciąż wolnossący, 6,5-litrowy i nadal zamontowany tam, gdzie powinien – za plecami kierowcy.
Podczas, gdy Ferrari pomału otwiera drzwi do świata EV, Lamborghini przesunęło premierę Lanzadora na 2029 z możliwą opcją spalinowego wspomagania w układzie plug-in. Koenigsegg i Pagani zgodnie twierdzą, że ich klienci nie chcą elektryków. Nawet Bugatti Rimac przyznaje, że hyperauta elektryczne się nie sprzedają.
W tym kontekście Ferrari gra bezpiecznie. Nie próbuje przeskoczyć Rimaca, nie stawia na absurdalne osiągi – stawia na markę, doświadczenie, emocje i umiarkowaną rewolucję. Może nieco cynicznie, ale skutecznie.
Autor: Tomasz Nowak
Zdjęcia: Materiały prasowe
No Comment